Praca nad płytą to piękna sprawa
Praca nad płytą to piękna sprawa. Nie ukrywam, że sam proces tworzenia jest dla mnie w całej tej mojej zabawie z muzyką najważniejszy. Zawsze był. I zwyczajnie sprawia mi najwięcej frajdy. Gdybym tylko mógł, nie wychodziłbym ze studia. Ale niestety czasami muszę 😉 Beatlesi pewnego razu zrezygnowali z koncertów i skoncentrowali się tylko na nagrywaniu płyt. Kto wie czy kiedyś też tak nie zrobię. Na razie jednak muszę lawirować, kombinować, szukać dziur między koncertami Riverside, wykorzystywać każdą wolną chwilę. Teraz kiedy Riverside wróciło do ostrego koncertowania jest coraz trudniej. Jedyne na co więc mogłem sobie ostatnio dodatkowo pozwolić, to tylko na szybką elektronikę. Na szczęście pojawiły się trzy miesiące przerwy i z dumą chciałem ogłosić, że udało mi się wykorzystać te trzy miesiące na skomponowanie nowego albumu Lunatic Soul. Wiem, miałem odpoczywać, ale wewnętrzny głos wzywał 😉
Nagrałem w Studio Serakos demo. Prawdopodobnie połowa z tego już zostanie na rzeczywistym albumie. Jest nieźle, ale… czuję, że to dopiero początek. Szykuje się bardzo duża płyta i będę ją chyba nagrywał ze sto lat. No dobra może trochę krócej. Ale widzę, że jeszcze sporo przede mną. O teksty na szczęście się nie boję. Koncept mam rozpisany od wielu lat na wiele albumów, więc fundament jest silny i stabilny. Trochę nie mogę uwierzyć jak to zleciało, że nagrywam już ósmy, i niestety ostatni album tego cyklu. Sam jeszcze nie wiem czy to koniec Lunatic Soul, czy po prostu kiedyś tam zacznę inny rozdział. Na razie o tym nie myślę. Przede wszystkim chcę to wszystko dobrze zakończyć. Z klasą, czadem i klimatem.
Z jednego – w ciągu tych trzech miesięcy – zdałem sobie jednak sprawę. Choćbym nie wiem jak bardzo kombinował z czystą elektroniką, która uaktywniła się w lockdownie, to jednak głównie w Lunaticu czuję się najbardziej sobą. No dobrze, w Riverside też, ale tam jest trochę inaczej, bo – wiadomo – komponując, w jakiejś części myślę też o kolegach. W Lunaticu myślę zaś głownie o swoim kapturowym alter ego grającym w Dark Souls 🙂 i tak zwyczajnie, po ludzku czuję, że te folkowo – orientalne – ambientowe – trochę elektroniczne – trochę wciąż progresywne – leśno – mroczne – nie do końca zdefiniowane gatunkowo klimaty zwyczajnie najlepiej mi wychodzą.
A może zwyczajnie się za tym światem stęskniłem?
Pierwsze próbki nowych dźwięków zaprezentuje Wam jesienią. A przynajmniej taki mam plan! Dziękuję, że jeszcze nie straciliście zainteresowania!
Zdjęcie: Radek Zawadzki